Tak się przyjęło, że runa RAIDO
oznacza ruch i przemieszczanie się. Kreśli się ją w skryptach
ochronnych dla środków transportu, komunikacji, dla ochrony aut
przed kradzieżą, wypadkiem, czy awarią, nosi jako talizman w
podróży. To są takie ogólne porady, jakie możecie napotkać w
różnego rodzaju publikacjach, czasopismach, w internecie. Ja trochę
inaczej interpretuję tą runę i w innych runach widzę te wartości
przypisane RAIDO, jednakże w magii (i nie wolno o tym zapominać)
zwyczajowość, czyli pewien schemat działania zapisany w
świadomości zbiorowej jest czynnikiem niezwykle istotnym. To
wielkim magom zostawiam przełamywanie tych schematów bo mają ku
temu i predyspozycje, i przede wszystkim gotowość wzięcia na
siebie wszelkich konsekwencji własnych eksperymentów. I tak w
interpretacjach mam swoje własne wizje i skojarzenia, jeżeli chodzi
o runy, a RAIDO z wielką przyjemnością wizualizuję, gdy mam do
przebycia pewną drogę (w znaczeniu trasy przejazdu oczywiście, nie
w sensie duchowym), szczególnie, że lepsza pewnie ze mnie wróżka
niż kierowca :)
To może zacznijmy od samego samochodu,
nim przejdę do omawiania runy (bo potem może być już mniej
motoryzacyjnie w moim wpisie). Zastanawialiście się kiedyś, jak to
jest, że tą sama trasą może przejechać w ciągu dnia tysiąc
samochodów, a tysiąc pierwszy będzie miał stłuczkę, awarię,
czy inną nieprzyjemna przygodę? Ile czynników składa się na tą
jedną sekundę, w której rusza cała lawina zdarzeń, prowadzących
nieuchronnie do momentu tego gwałtownego … finału. Teraz są
takie reklamy społeczne w telewizji, gdzie widzimy jak człowiek
niewyspany, zdenerwowany wychodzi z pracy, kierowca kłóci się z
kimś przez komórkę, naciska pedał gazu, pieszemu wylewa się kawa
na płaszcz, gubi dokumenty, wchodzi nierozważnie na jezdnie i …..
dochodzi do wypadku. Tak to rzeczywiście działa na planie
fizycznym – seria niefortunnych zdarzeń, drobnych zaniedbań,
błędów.
Dodatkowo jeszcze astrolog powie: no,
ta osoba nie powinna dziś wychodzić z domu, bo z powodu pewnych
układów astrologicznych, numerologicznych, była dziś
rozdrażniona, rozproszona, miała wydłużony czas reakcji na bodźce
zewnętrzne. To się na pewno zgadza.
Radiesteta, zapewne nierzadko rozpozna
na danym odcinku drogi krzyżówkę zadrażnień geopatycznych, która
powoduje, że tak osłabiona osoba zaraz po wjechaniu czy wejściu w
tą strefę utraci równowagę energetyczną i co za tym idzie,
jasność myślenia, refleks, może też nieświadomie wykonać pewne
ruchy (np. ręką) prowadzące do utraty panowania nad pojazdem. To
też prawda. Jest to możliwe.
Istnieją też tak zwane czarne punkty
(nie zawsze oznaczone tablicami ostrzegawczymi) gdzie wydarzyło się
w ciągu … iluś tam lat dużo wypadków, być może zginęło
wiele osób, tutaj też np. jasnowidz, czy bioenergoterapeuta
zauważyć może pewne nagromadzenie powiedzmy negatywnej energii,
być może też bytów astralnych, może nawet całe tzw. szlaki
astralne po których przemieszczają się te istoty.
Bioenergoterapeuci i jasnowidze często mówią o takich miejscach,
gdzie przecinają się światy materialny i nie materialny, nie będę
się w to zagłębiać, gdyż nie jestem specjalistką w tej
dziedzinie, ale na pewno spotkaliście się już z takimi
informacjami. Zakładam, że tekst ten czytają osoby zainteresowane
ezoteryką, światem duchowym i tym co widzialne i niewidzialne, jak
mówi nasza wiara. Ja wierzę, że wiele jest takich miejsc kumulacji
rożnych energii i bytów, zwłaszcza, że mamy za sobą też wiele
wojen i powstań, gdzie ludzie ginęli masowo i nagle, wiele
bezimiennych mogił po lasach jest tego dowodem i pamiątką do dziś.
No, a my poruszamy się po tym świecie właściwie niewidomi,
nieświadomi tego co nas otacza, bo bardzo niewiele osób ma dar
widzenia energii. I tutaj udało mi się dotrzeć już prawie do
sedna, do tego do czego zmierzałam. Czynników jest wiele, i nie
sposób wszystkie wyeliminować, dlatego chętnie wozimy w
samochodach talizmany, amulety, chociażby obrazek i modlitwę do św.
Krzysztofa, patrona podróży i tych fizycznych i duchowych. Ja
najbezpieczniej się czuję pod opieką mojego Anioła Stróża i to
właśnie krótka modlitwa jest dla mnie najcenniejszym talizmanem.
Talizmanem, którego nie zgubię, bo noszę go w swoim sercu.
Ale coś na pewno możemy jeszcze
zrobić, ja nie byłabym sobą, gdybym nie szukała dalej.
Poza zamiłowaniem do run, mam też
inne zainteresowania, skończyłam kurs feng shui. Właściwie, to
trudno nazwać kursem, bo była to blisko 3 letnia nauka i praktyka
zakończona egzaminami i dyplomem. To bardzo stare i tradycyjne feng
shui, nie mające wiele wspólnego z poradami gazetowymi, tupu róg
obfitości, zdrowia itp. Może kiedyś coś o tym napiszę, ale nie
dziś. Nawiasem mówiąc poznałam też i tutaj pewna metodę,
związaną z doborem koloru samochodu do naszego ukrytego żywiołu
(z urodzenia) tak zwanego żywiołu nayin … Działa, mój kolor to
czerwony, i najlepiej w takim samochodzie się czuję. Mój mąż w
każdym czerwonym samochodzie natychmiast zasypia. Tak na marginesie,
he he.
W każdym razie, mój nauczyciel często
lubił opowiadać o swoim przyjacielu, bioenergoterapeucie ( obaj
panowie bardzo znani w środowisku, ale nie będę podawać nazwisk
jeśli pozwolicie). Ten przyjaciel chwalił się, że „widzi”,
który samochód będzie miał w najbliższym czasie jakiś wypadek,
czy stłuczkę. Dosłownie opisywał to jako taką ciemną masę,
ciemną brunatna energię, która ciągnie się jak smuga za
samochodem. Tłumaczył to tym, że samochody wjeżdżając w takie
obszary o których pisałam wcześniej, zbierają część energii
tych obszarów i wloką ją za sobą dalej. Potem dobierają kolejne
i kolejne i tak kumuluje się właśnie to co on widzi (jako
jasnowidz) w postaci brunatnej smugi przyklejonej do samochodu. I
kiedy zagęszczenie tej energii przybierze wartość krytyczną, to
dokładnie tak jak uderzamy wahadło o szklankę w celu
odpromieniowania, samochód musi uderzyć o coś, by uziemić tą
energię. To może taki mało fachowy język, ale chciałam obrazowo
opisać ten cały mechanizm. To tez ma jakiś sens. Nawiasem mówiąc
jest to też powód, dla którego feng shui stoi na stanowisku, że
absolutnie nie wolno nam mieszkać a tym bardziej spać w
pomieszczeniu nad garażem, gdyż ta cała zebrana z drogi negatywna
energia paruje sobie spokojnie w nocy do góry, a my to wszystko
wchłaniamy i potem się dziwimy, że chorujemy. Jest takie
powiedzenie „ale źle wyglądasz, jakbyś nad garażem spał”.
W tym miejscu pewnie się zgodzicie,
że przyda się rytuał, o którym wspomniałam w tytule, czyli
oczyszczanie energetyczne samochodu co jakiś czas, żeby się tego
balastu pozbyć. (zanim sam się zechce wytrącić z naszej
karoserii)
Robimy to bardzo podobnie jak
oczyszczanie domu, o którym pisałam wcześniej. Zaczynamy od umycia
samochodu. Woda ma bardzo silne działanie oczyszczające, zwłaszcza
jeżeli dodamy polecenie mentalne (czyli wyraźną intencję)
oczyszczenia energetycznego. Spłukując wodą samochód,
wizualizujemy jak wraz z brudem spłukujemy zabrudzenia energetyczne,
które spływają i pochłania je ziemia, która je neutralizuje.
Dodatkowym sposobem jest wszelkiego rodzaju oklepywanie, ostukiwanie
karoserii, można użyć do tego przyrządów magicznych takich jak
dzwonki, wahadła metalowe, kryształowe …. albo po prostu robimy
to ręką. Wewnątrz dobrze jest samochód okadzić białą szałwią,
kadzidłami kościelnymi (można je kupić w sklepie z
dewocjonaliami), żywicznymi, czy miotełką piołunową, lawendową
– również z intencja oczyszczenia energetycznego. Podobny skutek
oczyszczający przynosi tradycyjne już, zwłaszcza w małych
miejscowościach, święcenie np. wozów strażackich czy maszyn
rolniczych podczas świąt, jak dożynki, dzień strażaka itp. Na
koniec, można zastosować właśnie skrypt runiczny, czy inny
amulet, by zabezpieczyć auto, ale wiadomo, że takie oczyszczanie
warto przeprowadzać co jakiś czas. Warto na pewno też prosić
opiekunów duchowych o opiekę, i warto się tej opiece powierzyć,
ale pamiętajcie, że przy dzisiejszej technologii, przy prędkościach
jakie możecie rozwijać, samochód to potężne narzędzie i z
wielką odpowiedzialnością należy z niego korzystać.
Wpis wyszedł tak obszerny, że pozwolę
sobie zakończyć w tym miejscu. O samej runie RAIDO napisze w
następnym poście.
No i życzę udanych podróży –
zarówno tych duchowych, jak geograficznych.