Tak naprawdę, to mam pewien dylemat
jeżeli chodzi o ten właśnie kompleks megalitów. Myślę, że
większość ezoteryków zgodzi się ze mną, że istnieje w gronie
miłośników kamiennych kręgów taki niepisany podział: najmocniej
oddziałujące energetycznie – Odry, najsłynniejsze – Węsiory,
Grzybnica – dla koneserów. Oczywiście nie liczę grup osób,
które zostały „zaciągnięte” w pobliskie miejsce kultu w
ramach programu wycieczki czy wczasów..... chodzi mi o tych, co
potem wracają …. i wracają. Grzybnica jest mi najbliższa ze
względów karmicznych jak sądzę. Tam znajduję największe
wyciszenie dla skołatanej duszy. Dla osoby praktykującej jogę i
medytację ważne jest by w takich miejscach i w takich chwilach
znaleźć zakątek odosobnienia, odnaleźć ciszę. Ja zawsze
otwieram się na to, że wszystkie osoby, które zbliżą się do tej
„mojej” świątyni dumania, nie zakłócą mojej medytacji, a
wręcz przeciwnie, przyniosą „wiadomość z nieba”, inspirację.
Dzieją się wtedy cuda, bo te spotkania pamiętam do dziś, to są
niezwykłe osoby, zawsze niosące ze sobą jakąś historię,
inspirującą opowieść. Ale ….. jest ich niewiele, pojedyncze
spotkania. W Węsiorach prawie zawsze, ilekroć się tam znalazłam
trafiałam na duże grupy ludzi. Za każdym razem było tłoczno. Za
pierwszym razem byłam zbita z tropu, nie byłam gotowa na panującą
tam atmosferę, nawet rozdrażniona. Przeszkadzało mi wszystko. Jak
jedna grupka wychodziła z kręgu, to druga wchodziła, na kocykach
gromadziły się wesołe towarzystwa, nad jeziorem piknik, totalny
chaos. Po wyciszonych Odrach i Grzybnicy, tu miałam wrażenie, że
jestem na majówce. Mój mąż jest najlepszy w dokumentowaniu ….
więc zostało mi sporo zdjęć. Słuchajcie, nawet na mojej twarzy
było widać ten zawód :) Teraz wydaje mi się to zabawne. Ale cóż,
droga jest ważniejsza niż cel, więc postanowiłam
przetransformować to doświadczenie. Dziś jestem o kroczek dalej na
tej drodze. Mam taką teorię, tak w medytacji, jak w runach, czy
jodze, a szczególnie w życiu codziennym (a medytacja powinna być
stałym elementem naszego życia codziennego) ważne jest by jak
drzewo stać mocno zakorzenionym w ziemi, a ramionami i głową
wzrastać ku niebu. Nie można żyć tylko w duchowości, nie można
też ugrzęznąć w materii. W miejscach mocy ludzie spotykali się
zawsze, współistnieli ze sobą i jednoczyli się. Dostałam w
Węsiorach jedną z najpiękniejszych lekcji, że rozwój duchowy to
nie tylko samotne zagłębianie się w medytacji, to także, a może
przede wszystkim bycie tu i teraz wśród ludzi, z nimi szlifować
ten swój diament, nie pomimo.
Widziałam tez potem Węsiory bezludne
i wręcz opustoszałe, ale zawsze pamiętam najlepiej ten pierwszy
raz, który tak mnie wkurzył, że dostałam jedną z najlepszych
nauk na ścieżce duchowej – naukę pokory.
Jedźcie do kamiennych kręgów w
Węsiorach, najlepiej latem, w dniach przesilenia, kiedy jest
najwięcej ludzi i cieszcie się ich licznym towarzystwem, piknikami
nad jeziorem. Energia tego miejsca mocy jest tak silna, że i tak
wyjedziecie zdrowsi.